wtorek, 30 września 2014

Pułapka rodzicielstwa bliskości

Scena I
Miejsce akcji: Kościół (gwoli informacji: z nurtu charyzmatycznych, nabożeństwo trwa około 1,5-2 godziny, z czego połowa to tzw. uwielbianie, czyli piosenki, a na drugiej połowie - mówionej - odbywają się zajęcia dla dzieci)

Dzieci biegają w kółko, między krzesłami, po korytarzu, od matki do sali z zabawkami i z powrotem. Matka zapytana dlaczego jej dziecko biega odpowiada:
- No bo inne biegają... I jak ja mam mu powiedzieć, ze nie może?
Prawie każda.

Scena II
Miejsce akcji: Plac zabaw.

Lusia huśta się na huśtawce dla maluchów, takiej typu majtki. Obok trzy wolne huśtawki, dwie "dorosłe" i jedna "majtkowa". Podbiega pod huśtawkę około trzyletni chłopiec, za nim bieganie matka. Chłopiec chce się huśtać, matka usiłuje go posadzić w huśtawce obok. Chłopiec wije się i wrzeszczy, bo ona chce się huśtać na tej huśtawce na której siedzi Lusia. Nie reaguję. Chłopiec wrzeszczy, matka pertraktuje. Lusia się huśta. I tak dobre kilka minut...

Zbieramy się do domu, wołam Wojtka, który w tym czasie przebywał w okolicy zjeżdżalni, zabieram Lusię z huśtawki. Matka wrzeszczącego chłopca wsadza go do huśtawki zwolnionej przez Lusię. Wrzaski ustają.

Scena III
Miejsce akcji: Kościół, sala w której odbywają się właśnie zajęcia dla dzieci.

Matka przyszła do sali ze swoją niespełna roczną córką (zajęcia są od około 3 lat), bo ta (córka) piszczy i przeszkadza na nabożeństwie. Siedzi i gada z inną matką, która jest tam, bo jej synek nie chce zostać sam na zajęciach (2 lata). Córka matki pierwszej zabiera mi obrazki, które mam do pokazania dzieciom, względnie wyciąga z walizki z materiałami farby i nożyczki. matka nie reaguje. Po drugim, dobitniejszym zwróceniu uwagi (pierwsze było łagodne) dowiaduję się, ze to przecież tylko dziecko i nie można przewidzieć co zrobi, a ja powinnam się zastanowić, czy na pewno nadaję się do tego, zeby uczyć dzieci.

Scena IV
Miejsce akcji: Plac zabaw.

Lusia bawi się na niskiej zjeżdżalni. W kółko: wchodzi po schodkach i zjeżdża. Przychodzi chłopiec. Wchodzi na zjeżdzalnię i siada. I nie zjeżdża. Siedzi. Lusia wdrapała się w między czasie na górę i czeka, aż chłopiec zjedzie. Przychodzi matka i pertraktuje. Chłopiec mówi, że nie zjedzie i twardo siedzi. Matka nakłania. Chłopiec odmawia. Ja zwracam uwagę, że moja córka czeka, żeby zjechać. Matka namawia. Ja dyszę i robię miny. W końcu biorę Lusię na ręce, przesadzam ją przed chłopca i Lusia zjeżdża. Za nią zjeżdża chłopiec, którego matka szybko łapie za rękę i ucieka z placu zabaw.

W mediach:
  • Nie bij.
  • Nie dawaj klapsów.
  • Nie poniżaj.
  • Nie każ.
  • Nie stosuj nagród i kar.
  • Rozmawiaj.
  • Szanuj...
 Itd, itp.

Okej, wszystko pięknie. Tylko ktoś zapomniał powiedzieć rodzicom jeszcze trzech ważnych rzeczy:
  • Zajmuj się.
  • To TY decydujesz.
i:
  • Nie daj sobie wejść na głowę.
Z pozdrowieniami od matki, która pisze tego posta z dwójką dzieci w pokoju, które leżą na podłodze z wyborem książek z serii Mamoko i Ulica Czereśniowa.

niedziela, 28 września 2014

Kasztany obrodziły!

A jednak nie chcecie, żebym wyzwanie likwidowała, dajemy sobie jeszcze szansę :)

Kasztany w tym tygodniu obrodziły:

Oribella zrobiła piękne LO utrzymane w niebiesko-kasztanowej kolorystyce, do którego dołożyła dodatki z gazetowym wzorem, żeby nawiązać do poprzedniego wyzwania:


Dona postawiła na digi z kasztanem w roli głównej:


A Tereska pobawiła się w koparkę, odkopała swojego starego bloga i notkę o kasztanach właśnie: KLIK.

Ja natomiast zabrałam dzieci pod pachę, zaciągnęłam do parku i kazałam zbierać kasztany, a po powrocie do domu postawiliśmy na klasykę:


Był jeszcze jeden ludzik, ale Lusia go rozłożyła na części pierwsze, zanim zdążyłam zrobić zdjęcie. Prócz ludzika są koniki (tak, to są koniki, nie mrówki!).

A resztę kasztanów (bo dużo nazbieraliśmy) wsypałam do szklanej miski, dołożyłam szyszkę i trzy zapachowe świeczki, i teraz sobie robimy nastrój jesienny (ale z tych pogodnych):


Na najbliższy tydzień proponuję zabawę kolorami - tym razem mój ulubiony ostatnio:


Dla przypomnienia - zasady:
  1. Bawić może się każdy - wystarczą dobre chęci i jakieś miejsce do publikowania: blog, facebook, pinterest itp.
  2. Wyzwanie trwa od niedzieli do niedzieli, to znaczy, że w niedzielę podaję temat, a tydzień później - też w niedzielę, robię zestawienie tego co mi nadesłałyście (poproszę o linki w komentarzach). Później, jak kogoś natchnie, to też można przesyłać, tylko automatycznie praca ukaże się w kolejnym zostawieniu.
  3. W notce podsumowującej pokazuję moją pracę (wiem, w środę mówiłam, że będę to robić w notce z tematem, ale chcę się bawić w tym samym czasie co Wy!), a także podaję następny temat.
  4. Bawimy się od dziś, aż nam się znudzi :) Temat będzie pojawiać się co tydzień. Nie ma przymusu brania udziału w każdym wyzwaniu, można w co drugim, albo jeszcze z inną częstotliwością.
  5. Jedyny wymóg co do pracy to to, by była luźno związana z tematem, poza tym może być to jakakolwiek forma sztuki lub rękodzieła, albo cokolwiek, co można nazwać kreatywnym: od form plastycznych, przez kreatywne zabawy z dziećmi i kulinaria, aż do słowa pisanego.
  6. I na koniec - standard, ale jakże ważny: umieszczamy podlinkowany banerek w notce prezentującej naszą sztukę i komentujemy nawzajem swoje prace, żeby było miło.
 Miłego :)

piątek, 26 września 2014

Randka w IKEA

Kiedy byłam młoda i piękna, i nie miałam męża, tylko narzyczonego, to chodziłam z tym w/w na randki. Typy randek były trzy:
  • przesiadywanie w zakrystii kościoła na Dębie w Katowicach (bo On był kościelnym),
  • szlaj po Dolinie Trzech Stawów lub po parku chorzowskim, który nie jest w Chorzowie, tylko w Kato i nikt mi nie wmówi, ze jest inaczej,
  • hot-dogi w Ikei.
Teraz do Ikei chodzimy całą rodziną i wydajemy za dużo pieniędzy (kiedyś wydawaliśmy tylko na hot-dogi, więcej nie mieliśmy...). A ponieważ potrzebowałam kilku rzeczy, ale nie chciałam wydać zbyt wiele znów - postanowiłam iść sama!

Pooglądałam tylko te wystawy, które chciałam i w żadnej nie musiałam się bawić.
Posiedziałam sobie na fotelach i stwierdziłam, ze jednak ten pomarańczowy co go chciałam kiedyś jest niewygodny.
Potem sobie zjadłam sałatkę i ciacho, przeglądając nowy katalog:


A potem zrobiłam zakupy - i dalej oglądałam tylko to co mi się podoba!
Taka randka z samą sobą - w moim ulubionym sklepie!

Kupiłam dużo ramek, będę organizować ścianę w przedpokojo-jadalni. I w ogóle całą przedpokojo-jadalnię będę organizować, bo dotychczas była jakaś taka "od macochy". Dziś już odgruzowałam stół (wiadomo - stoi w bardzo wygodnym miejscu do tego, żeby kłaść tam dokładnie wszystko), a jutro zajmę się planowaniem układu mojego Centrum Dowodzenia. Potem jeszcze będę musiała przekonać mojego męża, że musi powiesić to natychmiastowo i już - będzie pięknie :)

czwartek, 25 września 2014

Córkorozmownie

Odprowadziłyśmy Wojtka do przedszkola i wracamy. Z naprzeciwka nadchodzi dwóch chłopców w wieku przedszkolnym z rodzicami. Chłopcy machają do Lusi, Lusia nic.
Mil: Machają chłopcy do ciebie?
Lusia: Taaaaa...
Mil: A ty im pomachasz?
Lusia: Nie.

Przypinam Lusi spinkę.
Mil: Nie ściągaj, będziesz ładna.
Lusia kiwa głową.
Mil: Jaka teraz Lusia jest?
Lusia: Łała!

wtorek, 23 września 2014

Akcja: Organizacja, part II - bo jeden kalendarz to za mało!

Siedzimy sobie w kuchni, ja smażę naleśniki na kolację, reszta rodziny je zjada.
Wojtuś: Popatrz co kupiliśmy z tatusiem!
Mil: No, widzę, płyn do naczyń. Dobrze, bo się skończył.
Wojtuś: I teraz możesz dalej zmywać!

Bo ja po prostu ciągle zmywam! No a dziś właśnie będzie trochę o obowiązkach domowych i o organizacji dalej - konkretnie o kalendarzach, a do obowiązków nawiążę później :)

W internecie roi się od blogowych poradników, obrazkowych poradników, poradników w pedeefie i w ogóle każdego rodzaju poradników na temat: jak lepiej organizować. Różne rzeczy, najczęściej czas. I zawsze, ale to zawsze, na piedestale w tych poradnikach występuje kalendarz książkowy.

Niezastąpiony.
Idealny.
Wspaniały.

Cudowne rozwiązanie wszelkich problemów z organizacją czasu - byle używać.

Czy to znaczy, ze jak się nie używa, to się ma problem?

Ja używać nie potrafię. Co drugi rok kupuję, z mocnym postanowieniem, że w tym roku będę go używać. Wybieram najpiękniejszy i najbardziej praktycznie ułożony. Uzupełniam pierwsze strony. I używam... przez miesiąc, góra dwa. A potem jestem na siebie zła, z tym, że nie wiem za co bardziej: że nie używałam przez kolejne 10 miesięcy, czy, że używałam przez pierwsze dwa i pobazgrałam taki piękny kalendarz...

No nie potrafię używać kalendarzy książkowych, za nic.

Ani wiszących - te kupuję co roku, bo uwielbiam ich obrazki. W tym roku mam z pin-upami. I żeby mi się nie zniszczył, jedyną rzeczą jaką pozwoliłam w niej zapisać to terminy urlopów mojego męża, bo to rzecz niezmienna i nie będzie brzydko pokreślone.

Może to jest kwestia wychowania w domu dwóch bibliotekarek? Kalendarz ma w sumie wygląd książki, a po książkach się nie pisze? Z tym, ze one piszą: jedna ma ścienny, druga książkowy właśnie i obie używają! To już chyba ja jestem jakaś dziwna...

Ale nie byłabym sobą, żeby czegoś nie wymyślić.

Najpierw wymyśliłam Tygodniowy Plan Ramowy - jest niezmienny, a jak się zmieni to w całości i po prostu napiszę nowy. Przygotowany jest już w dwóch egzemplarzach: duży (A3), spisany ręcznie i oklejony kolorowymi taśmami zawiśnie nad skrapownią, a mały, zrobiony na komputerze (czeka na wydrukowanie i pokolorowanie, nie wiem jeszcze w jakiej kolejności) - w moim całkiem nowym Centrum Dowodzenia Rodzinnego, które zajmie jedną ze ścian w naszej przedpokojo-jadalni.

Tak, to mój nowy pomysł :) Bo jeden kalendarz to za mało! Nawet taki super plan tygodniowy, który usystematyzował (i dał mojemu Mężowi świadomość tego co dokładnie robimy kiedy On jest w pracy, a co za tym idzie co On będzie musiał robić, kiedy w pracy będę ja) codzienne zajęcia mojej rodziny.

Już wcześniej kupiłam sobie taki planer obowiązków (mówiłam, ze będzie o obowiązkach :D)- jeszcze nie bardzo go używamy, bo dzieci są za małe, ale myślę, że może on pomóc mnie samej w ustaleniu kiedy co muszę zrobić, żebym nie robiła wszystkiego jednego dnia, bo potem padam na ryjek.

Co jeszcze znajdzie się w naszym Centrum Dowodzenia? Następny kalendarz, a jak! Ale miesięczny, samoróbka, o taki:


Tylko pomarańczowy :) Nie będzie mi po nim żal pisać, bo po próbniki farb wsadzę za szybę, a po szybie można mazakiem suchościernym! Ten będzie służył do zapisywania planów jednorazowych typu szkółki, wycieczki i takie tam.

Do tego dołożymy jeszcze tablicę magnetyczną z magnesami zwykłymi i takimi po których można pisać kredą i półeczkę na długopisy/mazaki/kredę.

Macie jakiś pomysł na to, co jeszcze by się przydało? Zbieram inspiracje!

poniedziałek, 22 września 2014

Magicznie

Wojtek uderzył tatusia, tatuś oczekuje przeprosin.
Wojtek przytulił tatusia i dał mu buziaczka.

Żuru: No, jeszcze jedno magiczne słowo...
Wojtuś: Hocki Klocki Myszka Miki?

Akcja: Organizacja!

Co zrobić, kiedy gotowanie obiadków nie wystarcza, a do pracy zawodowej ani się nie chce, ani nie ma jak? Jeśli do tego ma się pasje - rozwijać. Jeśli się nie - znaleźć.

Ja mam. Nie jedną.

Tak naprawdę to dwie: tworzenie i uczenie.

Ale zacznijmy od początku. Kiedy Ula w ramach wyzwania blogowego kazała nam napisać 10 rzeczy o sobie, jako jeden z podpunktów wymieniłam, że mogłabym być żoną ze Stepford bez modyfikacji, a teraz nagle piszę, że gotowanie obiadków mi nie wystarcza? Jak to możliwe?

Ano tak, że Stepford to miasteczko wyjęte żywcem z lat pięćdziesiątych w Ameryce. A to piękne lata i miejsce dla kobiet! Dlaczego? Bo kobieta wyzwolona mogła iść do pracy, a taka co nie chciała (oczywiście mówię o pewnej określonej klasie społecznej) - siedziała w domu, gotowała obiadki, zawoziła dzieci do szkoły, brała udział w konkursach na najlepszą szarlotkę, i oddawała się pasją oraz działalności charytatywnej, a często dwa razy w tygodniu przychodziła do niej pani do pomocy.

Odnosząc to do mnie: uczę w ramach działalności charytatywnej. a tworzenie zamierzam zamienić w jakieś dochody. Bo w zasadzie - czemu nie?

Ale - żeby to ogarnąć, trzeba się zorganizować. Bo muszę zamienić Skrapowanie Jak Mi Się Zachce na Tworzenie Bazy Produktów na Rozruch, a Ogólny Chaos Szkółkowy na Dobrze Naoliwioną Maszynę ds. Pracy Wśród Dzieci.

W kwestii pierwszej - mamy pomysł i chcemy go w prowadzić w życie.
W kwestii drugiej sprawy poszły już dalej, bo zostałam osobą odpowiedzialną i nie chcę zawieść.

Jak to zrobić? Zorganizować!

Wczoraj wieczorem podjęłam pierwsze kroki i razem z Żurem ustaliliśmy i zapisaliśmy jak wygląda nasz tydzień, z dokładnością do pół godziny. Nie było to takie trudne, jak mogłoby się wydawać - przy dwójce małych dzieci, z których jedno regularnie chodzi do przedszkola, nie da się działać inaczej niż schematycznie. Plan ramowy - dotychczasowy - uzupełniłam o czas, który będę przeznaczać na pracę, czyli Tworzenie Bazy Produktów. Ten plan - jak przepiszę go na czysto i oprawię w ramkę - ma mobilizować mnie - do pracy - i mojego Męża - do wspierania żony, bo automatycznie, kiedy będę w pracy to nie będę na wyciągniecie ręki, a co za tym idzie On i dzieci będą musieli radzić sobie beze mnie.

Zobaczymy co z tego wyjdzie - moje dzieci, przez to, że są prawie cały czas ze mną, są bardzo "mamusiowe", a ja - powiedzmy sobie szczerze - potrzebuję się trochę uwolnić. W końcu mamy je razem.

Teraz zastanawiam się jaki powinien być kolejny - prócz wprowadzenia w życie tego - etap Akcji: Organizacja.

CDN...

niedziela, 21 września 2014

Próbujemy jeszcze raz?

Gazetowa frekwencja nie dopisała - prace są tylko dwie... Dlatego właśnie przenoszę wezwanie na niedzielę. Wiem po sobie, że jeśli coś zaczyna się od weekendu to robi to bu...bałagan w metafizyce i jakoś umyka. Kiedy post z tematem będzie pojawiał się w niedzielę, to będziemy mieć tydzień zaczynający się w dobrym miejscu, czyli normalnie - w poniedziałek :)

Tak to sobie tłumacze... Bo druga opcja jest taka, że jestem nudna i powinnam sobie darować, ale jeszcze kilka razy spróbuję, zanim to nastąpi. Wierzę w słuszność sprawy i w nas!

Teraz już prace:

Tereskowa, zdekupażowana doniczka z udziałem gazetowo-różyczkowych serwetek, na którą patrzy sobie podczas prasówki z żelazkiem:


I mój obrazek:


To co - spróbujemy jeszcze? Dziś mam dla was piosenkę. Ładną i jesienną:


No i baner musi być:


Zasady prawie takie same, ale dla przypomnienia:
  1. Bawić może się każdy - wystarczą dobre chęci i jakieś miejsce do publikowania: blog, facebook, pinterest itp.
  2. Wyzwanie trwa od niedzieli do niedzieli, to znaczy, że w niedzielę podaję temat, a tydzień później - też w niedzielę, robię zestawienie tego co mi nadesłałyście (poproszę o linki w komentarzach). Później, jak kogoś natchnie, to też można przesyłać, tylko automatycznie praca ukaże się w kolejnym zostawieniu.
  3. W notce podsumowującej pokazuję moją pracę (wiem, w środę mówiłam, że będę to robić w notce z tematem, ale chcę się bawić w tym samym czasie co Wy!), a także podaję następny temat.
  4. Bawimy się od dziś, aż nam się znudzi :) Temat będzie pojawiać się co tydzień. Nie ma przymusu brania udziału w każdym wyzwaniu, można w co drugim, albo jeszcze z inną częstotliwością.
  5. Jedyny wymóg co do pracy to to, by była luźno związana z tematem, poza tym może być to jakakolwiek forma sztuki lub rękodzieła, albo cokolwiek, co można nazwać kreatywnym: od form plastycznych, przez kreatywne zabawy z dziećmi i kulinaria, aż do słowa pisanego.
  6. I na koniec - standard, ale jakże ważny: umieszczamy podlinkowany banerek w notce prezentującej naszą sztukę i komentujemy nawzajem swoje prace, żeby było miło.
 Pobawicie się ze mna?


piątek, 19 września 2014

Bez czego nie mogę żyć?

Dziś ostatni dzień wyzwania u Uli :) Ma być fotograficznie i niezbędnikowo, czyli zdjęcie tego, bez czego nie da się żyć.

Nie ma takiego przedmiotu bez którego nie umiem żyć. Spokojnie mogłabym normalnie funkcjonować bez telefonu czy komputera, nawet zegarka. Rzeczy materialne nie są mi niezbędne, natomiast to, że nie mogę żyć bez mojej rodziny jest dość oczywiste, zatem... Bez czego się nie da?


To zdjęcie jest symboliczne (dlatego takie zamglone, haha). Herbata jest symbolem świętego spokoju, bez którego nie potrafię normalnie funkcjonować. Herbata: ciepła - nie gorąca i nie zimna, to przy dwójce małych dzieci luksus. Dlatego ustanowiłam w moim domu prawem matki codzienne "pół godzinki bez rodzinki" (które czasem się przedłuża, ale w nazwie jest pół godzinki, bo to minimalny czas trwania), kiedy dziećmi zajmuje się tatuś, a ja mogę sobie posiedzieć w ciszy (względnej) i samotności (też względnej), mieć święty spokój i napić się ciepłej herbaty.

Jeśli w ciągu całego dni takiej chwili nie ma - wieczorem gryzę.

___________________

Gwoli informacji dla koleżanek, które biorą udział w moim cotygodniowym wyzwaniu kreatywnym (lub chciałby się przyłączyć) - zmienimy dzień na niedzielę, tak jak miało być pierwotnie, bo ja w piątki się nie wyrabiam. A gazety poszły w ruch?

czwartek, 18 września 2014

Moja piątka

Dziś Ula zachęca do podzielenia się z innymi tym co sami doceniliśmy w blogosferze. Znaczy trzeba pokazać pięć swoich ulubionych blogów.

Bardzo trudno jest wybrać tylko pięć! Tym bardziej, że u mnie blogi dzielą się na kilka kategorii:
  • Blogi rodzinno-przyjacielskie. Bloga pisze moja Siostra, Musia i Tate, i Szfagier. I jeszcze dwie moje przyjaciółki!
  • Blogi które czytam z powodu osoby, która je pisze. Bo polubiłam i się zżyłam z wirtualną obecnością tej osoby przy południowej herbacie. Do takich należą blogi Mordoklejki, Jagodzianki, Pocopotki albo Rumianka. Bo to fajne babki i lubię wiedzieć co u nich.
  • Trzecia kategoria to blogi praktyczne, takie, z których coś wyciągam dla siebie: inspiracje, pomysły. I tu już będą pierwsze z piątki:
1. Interiors PL Wioli Kelly.

 Bardzo praktyczny blog o wnętrzach, czyli jak zrobić, żeby było ładnie, a jak nie robić bo będzie brzydko. I choć gustem się różnimy, to ogólne, uniwersalne zasady urządzania wnętrz, które Wiola przedstawia są bardzo trafne i dużo dają.

2. Colores de mi alma Izy Perez Harriette


Też o wnętrzach, ale inaczej. Dużo fajnych, prostych DIY i piękne zdjęcia.

  • Następna kategoria to blogi, które mnie zachwycają. Z różnych powodów... Na przykład:
3. Makowe Pole Agnieszki Sieńkowskiej (Makówki).


Zachwycaja mnie prace Makówki, uwielbiam jej papiery i podziwiam ją, za to, jak sobie radzi i co osiągnęła. I skrycie marzę, że kiedyś też stworzę takie miejsce jak stacjonarne Makowe Pole.

4. McDalenkowe Domostwo

Tu obrazka nie będzie, bo u McDalenki obrazków nie uświadczysz. Za to od wielu lat można tak znaleźć porządną dawkę genialnego humoru :D

5. Mommo Desing Rosandry Ferri


Jedyny w tym zestawieniu blog niepolskojęzyczny. Ale on jest w zasadzie w ogóle bezjęzyczny, bo są na nim tylko zdjęcia. Zdjęcia pięknych pokoi dziecięcych, które uwielbiam.

Kolejność jest przypadkowa. Szczerze powiedziawszy to nawet nie wiem, czy te pięć blogów to akurat moje ulubione... No ale na pewno jedne z... Polecam :)

środa, 17 września 2014

Konik

Dziś Ula pyta nas o zainteresowania.

Nie, jeździectwo nie jest moją pasją, tylko nie lubię słowa "hobby".

Co w takim razie jest?
Kiedyś robiłam biżuterię i nadal mi się zdarza. Potrafię filcować na sucho i na mokro, uszyć - na maszynie i w rękach - coś niezbyt trudnego, farby i kredki, a nawet ołówki nie uciekają z krzykiem na mój widok, mam zamiar - jak tylko czas mi pozwoli - zająć się przemalowywaniem lalek (pierwsze próby mam za sobą), skrapuję (kiedyś dużo, teraz mniej, ale nadal), czasem kolażuję, kocham gotować i piec, uwielbiam zajmować się urządzaniem wnętrz, dużo czytam i w ramach życiowej misji uczę dzieci w szkółce niedzielnej...

Co z tego jest moją największą pasją? Papier. Próbowałam różnych rzeczy, ale papier zawsze był moją największą miłością. Uważam go za największy i najważniejszy wynalazek ludzkości. A jeszcze, kiedy jest kolorowy, drukowany we wzory, albo ma jakąś fakturę... Marzenie! Nic tylko brać klej, nożyczki i tworzyć!




wtorek, 16 września 2014

10 rzeczy o mnie

Wiecie jak trudno wymyślić 10 rzeczy na swój temat, które nie byłyby powszechnie znane? Bo Ula kazała... Cała rodzina musiała mi pomagać! Ale dalim radę.
  1. Jako dziecko kochałąm się w Krzysiu z Kubusia Puchatka.
  2. Ważę więcej niż wyglądam. Znacie ten tekst "ja mam grube kości"? No to ja mam je naprawdę. W szkole ważyłam średnio 7-10 kg więcej niż moje koleżanki, od których pożyczałam ubrania. Jak na pierwszym roku studiów bardzo schudłam z powodu porzucenia przez chłopaka i pierwszej sesji razem wziętych to mogłam sobie grać melodyjki na żebrach, a ważyłam 63kg przy wzroście 170cm, więc możnaby powiedzieć, że optymalnie. Teraz też jak komuś mówię ile powinnam schudnąć, żeby wyglądać dobrze to się strasznie dziwi, że tak dużo...
  3. Nie ścieram kurzu. Wyznaję zasadę, ze jest po to, żeby leżał. A to między innymi dlatego, ze jestem alergiczką i póki go nie ruszam to nic mi nie jest, a jak zacznę wycierać to mi szkodzi. Więc robię to tylko od wielkiego dzwonu. A jak poszłam do szpitala rodzić Wojtusia to mi siostra powycierała kurze w sypialni i się czułam nienaturalnie!
  4. Podobno zachowuję się jak facet, bo zamiast rozmawiać o problemach to znajduję natychmiast rozwiązanie, co bardzo denerwuje moją matkę i i moją siostrę, bo one by chciały ze mną POROZMAWIAĆ.
  5. Śpiewam dzieciom w ramach kołysanek Pasażera Comy, Mojego chłopaka Domowych Melodii i Lubię mówić z tobą Akurata. A w okresie przedświątecznym - czyli od połowy listopada - kolędy.
  6. Potrafię zjeść na jedno posiedzenie średni słoik Nutelli. No, może na dwa posiedzenia. A jednocześnie wszystkie inne kremy czekoladowe są dla mnie za słodkie, za mdłe, za mało orzechowe i mają jakąś taką nie taką konsystencję.
  7. Mój maż mówi na mnie czule "mój Asterixie", bo jak się zdenerwuję to zachowuję się jak berserker (to taki rodzaj wojownika wczesnego średniowiecza, który wpadał w szał bitewny, pod wpływem środków halucynogennych. Z tym, że ja nie potrzebuję żadnych środków.). Nawiasem mówiąc, poznaliśmy się w chwili, kiedy właśnie tak się zachowywałam, pod Biedronką, bo mnie pani w kasie wku... zirytowała.
  8. Bardzo mnie denerwuje jak wydawnictwa w trakcie wydawania książek jednego autora nagle zmieniają kompletnie rozmiar, szatę graficzną i w ogóle wszystko. Jeszcze najlepiej w środku serii. W związku z tym jak jestem u Paulinki to nie mogę siadać przodem do jej regału z książkami, bo Kochanice króla i Kochanka dziewicy ma zupełnie inne niż resztę książek Philippy Gregory, a jak ja to widze to mnie coś trafia.
  9. Mogłabym być żoną ze Stepford, bez modyfikacji. Gotowanie obiadków i pieczenie ciast, praca charytatywna i wieczorki towarzyskie - no raj po prostu!
  10. Jestem śmieciową królową. Do moich ostatnich znalezisk należą: zielona mata, o której pisałam w poprzednim poście, która w sprzedaży detalicznej chodzi po około 30 funtów; wieszak na ubrania, taki stojący; ramka na 12 zdjęć i walizeczka, z której ktoś wyjął alkohol, a oryginalnie zapakowane szklanki zostawił. Wszystko w stanie nieużywanym, zapakowane lub używane jedynie tyle, że miało zdjętą folię. Znalazłam też kiedyś gitarę, statyw do aparatu i dwie kołyski dla lalek, w tym jedną zabytkową.

poniedziałek, 15 września 2014

O pracy twórczej

Po pierwsze - w wyzwaniu Uli fajne tematy, więc biorę udział, a co!


A po drugie Jagodzianka mnie wyzwała:

Zaś ponieważ, pierwszy temat u Uli pasuje mi jakoś do pytań, które dostałam w spadku po Jagodziance, to będzie razem.

Najpierw pytania:
  • Nad czym obecnie pracuję?
Trochę nad dekoracją mojego salonu, czyli moimi mandalami, ale nie mam pomarańczowej farby, więc muszą poczekać. Trochę nad następnymi panienkami, ale kiepsko mi idzie. I trochę nad programem zajęć biblijnych dla dzieci na ten rok - to w sumie też praca kreatywna :)
  • Czym moja praca różni się od innych?
Tym, że jest moja? To pytanie jest trudne. Mój program na zajęcia dla dzieci różni się od innych programów większym przystosowaniem do realiów. Moje mandale są ponoć zbyt ciemne, jak ocenił hinduski kolega mojego Męża, a prace skrapowe? Może czystością? U mnie maziania i chlapania nie uświadczysz, u mnie największą rolę grają nożyczki...
  • Dlaczego tworzę i piszę bloga?
Tworzę, bo muszę. Mam imperatyw kategoryczny. Święcie wierzę, że kiedy Bóg stwarzał człowieka i uczynił go podobnym do siebie to to podobieństwo polegało na potrzebie tworzenia właśnie. A blog? Żeby pamiętać. Po prostu.
  • Jak wygląda mój proces tworzenia?
- Wymyślam co będę robić
- Robię sobie herbatę. Zieloną. Dużo.
- Sprzątam na blacie.
- Wyciągam wszystkie potrzebne rzeczy.
- Tworzę.
- Oglądam co zrobiłam.
- Psuję kawałki, które mi się nie podobają.
- Robię jeszcze raz albo naprawiam, jak się da.
I tak w kółko, aż jestem zadowolona z efektu.*

A gdzie to wszystko? O to właśnie pyta nas Ula.

U mnie o tu:


Moja skrapownia. Już wam ją kiedyś pokazywałam, ale wtedy stała w dużym pokoju, w zupełnie innym mieszkaniu. I miałam nad nią ścianę, której teraz mi bardzo brakuje... Bo teraz mam dach. W naszym obecnym mieszkaniu skrapownia zmieniła miejsce pobytu z salonu na sypialnię, która powierzchnię ma na tyle dużą, że mieści się tam nie tylko łóżko, cztery komody, wieszak (1,8m długości!) na ubrania, szeroka półka pełniąca rolę toaletki, ale też właśnie moja skrapownia i biurko Żura. Nie mogę Wam niestety pokazać całej sypialni, bo Żuru ma na biurku i w okolicy okropny bałagan, ale możecie dokładniej pooglądać skrapownię, jeśli chcecie:


Ogromną zieloną matę znalazłam. Serio. Na ulicy leżała. Prawie nowa była. Leżała, to wzięłam :) Trochę mi się pofałdowała od słońca - to są niestety minusy okna nad biurkiem. Słoiczki z posegregowanymi kolorystycznie guziczkami i innymi małymi przydasiami czekają aż się Żuru nad nimi zlituje i zdecyduje się je powiesić pod sufitem, za pokrywki. A organizer z dżinsowymi kieszeniami uszyła mi Musia.


Zdjęcie na którym złapałam ostatnie promienie słoneczne dnia dzisiejszego :) Kolorowe taśmy wiszą na najtańszym karniszu z IKEi, przyciętym do rozmiaru regału. W kolorowych pudełkach mieszkają głównie wstążki i przydasie większych rozmiarów. A lalki niedługo się wyprowadzają do salonu, bo brakuje już dla nich miejsca - zostaną tylko wróżki.



Nad skrapownią wisi obrazek zrobiony dla mnie przez moją siostrę, dla motywacji :)

Trzeba jeszcze powiedzieć, że to, iż posiadam takie miejsce do pracy nie znaczy wcale, że pracuję tylko tam... Bardzo często, kiedy nie chce mi się sprzątać zaczętego projektu, a chcę zacząć inny, przenoszę się ze szpargałami na dół, do przedpokoju zaadaptowanego na jadalnię - wtedy zabałaganione jest nie tylko moje biurko, ale też stół, a posiłki jemy przy małym LACKu u dzieci albo na ławie w salonie, przy której zresztą pracuję na laptopie - komputer z zasady nie chodzi do sypialni - ta zasada brzmi: "nie chce mi się przełączać ładowarki" :)

_______________________________
* Ja nominować nie będę, bo jak zwykle nie wiem kogo. Bo nie każdy lubi, a co się mają irytować...

sobota, 13 września 2014

Wyzwanie z opóźnieniem

No nie dałam rady wczoraj wieczorem, bo padłam... Nadrabiam dziś.

Jabłuszka nie cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Pocopotka zrobiła zawieszkę do kluczy:


A ja upiekłam szarlotkę, która zniknęła w oka mgnieniu, ledwo uratowałam kawałek dla Żura:



A w tym tygodniu proponuję Wam zrobienie prasówki :) To co - bierzemy gazety i tniemy!


Zasady się nie zmieniają:
  1. Bawić może się każdy - wystarczą dobre chęci i jakieś miejsce do publikowania: blog, facebook, pinterest itp.
  2. Wyzwanie trwa od piątku do piątku, to znaczy, że w piątek podaję temat, a tydzień później - też w piątek, robię zestawienie tego co mi nadesłałyście (poproszę o linki w komentarzach). Później, jak kogoś natchnie, to też można przesyłać, tylko automatycznie praca ukaże się w kolejnym zostawieniu.
  3. W notce podsumowującej pokazuję moją pracę (wiem, w środę mówiłam, że będę to robić w notce z tematem, ale chcę się bawić w tym samym czasie co Wy!), a także podaję następny temat.
  4. Bawimy się od dziś, aż nam się znudzi :) Temat będzie pojawiać się co tydzień. Nie ma przymusu brania udziału w każdym wyzwaniu, można w co drugim, albo jeszcze z inną częstotliwością.
  5. Jedyny wymóg co do pracy to to, by była luźno związana z tematem, poza tym może być to jakakolwiek forma sztuki lub rękodzieła, albo cokolwiek, co można nazwać kreatywnym: od form plastycznych, przez kreatywne zabawy z dziećmi i kulinaria, aż do słowa pisanego.
  6. I na koniec - standard, ale jakże ważny: umieszczamy podlinkowany banerek w notce prezentującej naszą sztukę i komentujemy nawzajem swoje prace, żeby było miło.
PS. Zapomniałabym! Listy ważnych książek możecie poczytać u mojej Musi, u Tate, u pshoom, u Jagodzianki i u Pocopotki :)

piątek, 5 września 2014

Nawaliłam

No przyznaję się bez bicia, nie dałam rady zrobić nic jabłkowego. Ostatni tydzień był tak zakręcony, że prawie nie wiem jak się nazywam... W związku z tym wyzwanie zostaje przedłużone do następnego tygodnia. A dziś mam dla was coś innego.

Moja przyjaciółka nominowała mnie do fejsbukowego łańcuszka. Ja przenoszę go tutaj, bo tak wolę. Łańcuszek jest o tyle fajny, że daje do myślenia. Polega na tym, że trzeba wypisać 10 książek, które są dla nas szczególnie ważne i każdy wybór krótko uzasadnić.

Moje dziesiątka:
  1. Biblia, bo jest w niej życie.
  2. Harry Potter - cała seria. Książka, z którą się wychowywałam i dorastałam, więcej o tym możecie przeczytać tutaj.
  3. Opowieści z Narnii C. S. Lewisa. Za cudowne zamienienie najważniejszych fragmentów Biblii w magiczną baśń. Za tę magię właśnie.
  4. Czerwony namiot Anity Diamant. Za pokazanie z innej perspektywy biblijnych wydarzeń. Z perspektywy bardziej ludzkiej.
  5. Ewangelia według Piłata Erica-Emmanuela Schmitta. Za to samo co wyżej, tylko wydarzenia inne.
  6. Jak już jesteśmy przy Schmitcie to jeszcze Przypadek Adolfa H. - bo ja bardzo lubię historie alternatywne do wydarzeń prawdziwych.
  7. Trylogia Paulliny Simons o Tatianie i Aleksandrze - za piękno, miłość, nadzieję i wiarę.
  8. Pachnidło Patricka Suskinda - za geniusz głównego bohatera, przez który nie potrafiłam mordercy znienawidzić, a nawet - w jakiś tam sposób - go pokochałam.
  9. Ronja, córka zbójnika Astrid Lindgren. Nie potrafię uzasadnić. Jest po prostu moją ulubioną książką tej autorki, najpiękniejszą.
  10. Wiersze Grabaża. Nikt nie powiedział, ze nie może być poezja... Grabaża kocham, a jego teksty to czysta poezja :) A znalazł się tu za metafory.
Kto się chce pobawić? Może Musia, może pshoom, może Tate, może Dona? Może Jagodzianka, Mordoklejka, Pocopotka? A Ty, Kasiu i Rumianku? Chcecie się pobawić ze mną?